JAK PODROŻOWANIE WPŁYNĘŁO NA NASZE ŻYCIE
Wiele osób zadaje mi pytanie jak ja to robię, że każda moja podróż tak znacząco odciska swój ślad na moim życiu? Jakie stosuję czary, że z każdej dłużej podróży wracam odmieniona i zarażam innych pozytywnym podejściem do życia. Odpowiedź jest bardzo prosta: sekret tkwi w sposobie podróżowania.
Turysta, który tylko odhacza z listy zabytki do obejrzenia, albo wylegujący się godzinami na leżaku przy hotelowym basenie, traci cenną szansę spojrzenia na swoje życie z innej perpspektywy. Odkąd pamiętam wolałam rozmowaiać z lokalsami, spożywając pyszne lokalne jedzenie z ulicznego straganu, niż oglądać jakieś mury i wieżowce, które równie dobrze mogę podziwiać w internecie. Ja mam dwie złote zasady, którymi kieruję się podróżując. jeśli jeżdżę to na dłużej niż dwa tygodnie, a zamiast hotelu wybieram zwyczajny dom u rodziny goszczącej. Taką formę nazywam podróżą z przyjęciem całego dobrodziejstwa inwentarza.
Dlaczego nikt nie nauczył Jasia, że można żyć inaczej?
Jeśli ktokolwiek z Was oczekuje od życia więcej niż 8 godzinnej nudnej pracy i marzy o podróżowaniu, to pora zakasać rękawy i zabierać się do roboty i zmiany swojego życia. Jest wiele możliwości osiągnięcia celu i milion sposobów na to, by zarabiać i żyć inaczej. To właśnie podróżowanie, w szczególności po USA, uświadomiło mi że nie jestem dziwakiem, a moje marzenia o życiu w podróży są jak najbardziej realne.
Żyjemy w czasach terroru…
Prawdą jest, że nasze życie podporządkowane jest pewnym schematom. Już od dziecka jesteśmy przypisani do określonej roli i postępujemy według narzuconego nam schematu. Wszystkie nasze działania motywowane są hasłami typu „bo tak trzeba”, „bo tak mowią”, „bo taki jest twój obowiązek”. Wyjście z jakąkolwiek inicjatywą zrobienia czegoś inaczej, jest traktowane jak coś nienormalnego i nienaturalnego. Jesteśmy tacy, jak oczekuje świat, a nie tacy jakimi byśmy chceli być.
Jak praca to tylko od 8-16, najlepiej w biurowcu, bo przecież inna forma pracy, to nie praca. Jak mieszkać to tylko w luksusach, inaczej uważają Cię za biedaka, a nie minimalistę. Pamiętacie scenę z „dnia świra” jak Adam Miauczyński krzyczy do pracujących pod blokiem robotników „Czy jak nie podbijam karty na zakładzie o 7 rano to już w waszym robolskim mniemaniu musze być nierobem”?. Trochę więcej tolerancji i zrozumienia by się przydało. Nie bądźmy spięci jak gumka w majtkach, bo to szkodzi zdrowiu psychicznemu.
Zróbcie kiedyś żart w ramach eksperymentu społecznego i opowiedźcie dziesięciu wybranym osobom, że wyjeżdżacie do Amazonii, tak by pomieszkać w dżungli. Wyobrażacie sobie te spojrzenia ludzi, w których zdziwienie miesza się z nutą podejrzliwości czy oby na pewno jesteście normalni? Wiele osób żyje w przedświadczeniu, że wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. A może właśnie TAM, ktoś otworzy nam oczy na pewne sprawy, dzięki czmu spojrzymy na swoje życie z innej perspektywy?
My taki pomysł wcieliliśmy w życie wyjeżdżając na Gwadelupę, albo mieszkając w kaperze pośrodku arizońskiej pustyni. Dla wielu osób nasza podróż wydawała się szaleństwem, bo jak można zostawić wszystko i jechać gdzieś bez celu. Dla nas ta decyzja okazała się najlepszym doświadczeniem w naszym życiu, dzięki któremu zdobyliśmy setki nowych umiejętności, poznaliśmy wspaniałych ludzi i znaleźliśmy sposób na życie.
Eureka – nie trzeba mieć stu fakultetów, by czuć się szczęśliwym
Żyjemy w społeczeństwie, które narzuca nam od najmłodszych lat, że szczęśliwym może być tylko ten, co ma „świetną pracę”, a żeby ją zdobyć trzeba skończyć sto fakultetów. Sama padłam ofiarą takiej absurdalnej fatamorgany, co skutkowało tym, że zamiast skupić się na życiu, traciłam czas na wkuwanie głupich teorii, które do niczego mi się nie przydały.
Roczne podróżowanie i zdobywanie nowych praktycznych umiejętności, uświadomiło mi, że nic mnie tak emocjonalnie nie przytłacza, jak intelektualna praca z ludźmi. Po roku miłej odmiany i ciężkiej pracy fizycznej czuję że żyję. Przestałam chorować, marudzić, przysypiać na siedząco, mam więcej energii i jestem ogólnie szczęśliwsza. Praca fizyczna daje mi dużo satysfakcji, ponieważ widzę jej efekty odrazu, co dla takiego niecierpliwego osobnika jak ja jest zbawienne. Kiedy sytuacja zmusza mnie do przejścia na pracę przy komputerze staje się nerwowa i podirytowana, a do tego wszystko zaczyna mnie boleć. Śmieszne, ale prawdziwe… Czasem śmiejemy się z moim małżonkiem, że jestem najbardziej wykształconnym stajennym w całym mieście 😉
Żadna praca nie dawała nam tyle satysfakcji, co praca ze zwierzętami. Zwierzęta dały nam najważniejszą życiową lekcją, podczas której rozwinęliśmy w sobie cechy, o których my ludzie często zapominamy. Przed wyjazdem nigdy nie odważyłabym się podjąć takiej pracy z uwagi na brak zrozumienia ze strony otoczenia. Przecież nie mozna być szczęśliwym nie zarabiając milionów i nie chodząc w garsonce i szpilkach do wypasionego biurowca. Dzięki podróży po USA zrozumiałam, co tak naprawdę chcę w życiu robić i co daje mi ogromną satysfakcję. Róbcie zatem to, co Was uszczęśliwa i pokażcie otoczeniu środkowy palec.
Im masz mniej tym jesteś szczęśliwszy…
Hasło, które na pewno słyszeliście sto tysięcy razy, choć nie do końca jesteście w stanie w nie uwierzyć. Cała rodzina się ze mnie śmieje, że na wszystkich zdjęciach jestem ubrana od miesięcy w to samo ubranie. Jadąc na Karaiby przecież nie pakawałam swetrów i kurtek. Mam dwie pary swetrów i polar, które mi w zupełności wystarczą, by przetrwać zimę na pustyni. Kiedy nosisz swój dobytek na plecach, zatrzymujesz tylko to, co tak naprawdę jest Ci potrzebne do życia. Potem okazuje się, że większość z tych rzeczy jest Ci zupełnie nie potrzebna. Rzeczy materialne przestają mieć dla Ciebie znaczenie, kiedy dookoła masz tyle atrakcji. Czy nie wydaję się to smutne, że zapychamy swoje życie tym pozornym szczęściem, jakim są „rzeczy”, a nie emocje i doświadczenia.
Ze swojej dwunastomiesięcznej podróży przywożę cały bagaż doświadczeń, przeżyć i nowych umiejętności. Natomiast z materialnych pamiątek mam parę kamieni z pustyni w Arizonie, kaktusa oraz znalezione fragmenty naczyń, należących do Indian. Ile mil musiałam przebyć, by zwyłe kamienie nabrały takiej wartości i stały się najbardziej wartościową pamiątką z podróży.
Podróżowanie a związek
Podróżowanie i spędzanie ze sobą 24 godzin na dobę to największa próba dla Waszego związku. Jest nawet takie powiedzenie, że jeśli wybieracie małżonkę/ka, zabierzcie ich w długą podróż. Albo Wasz związek stanie się silniejszy, albo się rozejdziecie każde w swoją stronę. My mieliśmy to szczęście, że nasza roczna poróż tylko umocniła nasze małżeństwo. Życie z drugim człowiekiem na małej przestrzeni 24 godziny na dobę uczy nas ogromnej tolerancji i całkowitej akceptacji wad drugiej osoby. Przestajemy zwracać uwagę na szczególy typu, niepozmywane naczynia, ślady na umywalce po paście do zębów czy opuszczona deskę w toalecie. W podróży takie detale stają się nic nieznaczącymi szczegółami, którymi nie warto zaprzątać sobie głowy.
Dlaczego podróż może być receptą na poprawienie relacji? Podróżowanie staje się łączącym Was ogniwem. Razem planujecie kolejne jej etapy, razem przeżywacie i wspólnie poznajecie nową kulturę. Te lelementy budują trwały związek w którym jesteśmy „my”, ważniejsi od każdego z osobna. Myślenie w kategoriach „co my, jako związek, na tym zyskamy” (zamiast „co ja z tego będę miał”) buduje silny fundament, na którym partnerzy mogą bazować w trudnych chwilach w przyszłości.
Poznaj samego siebie, a mocno się zdziwisz
Podczas podróży odkrywamy w sobie rzeczy, o które byśmy siebie nie podejrzewali. Wydaje nam się, że nikt nie zna nas lepiej, niż my sami. Czasem mamy mylne pojęcie o sobie, wynikające bardzo często z mechanizmu wyparcia pewnych cech lub sytuacji. Jak czegoś nie lubimy, to wmawiamy sobie, że przecież tak trzeba, więc muszę zacisnąć zęby i przetrwać. W moim przypadku rzeczy, o których myślałam że ich nie toleruję, okazały się tym co sprawia mi przyjemność. Całe dorosłe życie myślałam, że mieszkanie na kupie z obcymi mi ludźmi nie jest dla mnie. Nawet na studiach mieszkałam z osobami, które bardzo dobrze znałam z liceum. Całe 5 miesięcy spędzone w USA to życie w tak zwanej komunie, w której dzieliliśmy przestrzeń z wieloma osobami. Świadomość, że nie jesteś sam i zawsze możesz liczyć na życzliwe osoby, daje poczucie bezpieczeństwa. Niezwykłe historie ludzi dodają odwagi, by podążać za własnym przeznaczeniem i marzeniami.
Dzięki temu doświadczeniu, komfortem dla nas przestały być cztery puste ściany a stał się dom pełen ludzi, uśmiechu, zabawy i inspirujących rozmów. Nie warto się zamykać na ludzi, ponieważ bardzo często to w nich tkwi źródło naszego szczęścia i sukcesu.
Podróżowanie uczy balansowania między terrorem istnienia a cudem istnienia
Stare indiańskie powiedzenie mówi, że życie to sztuka balansowania między terrorem istnienia, a cudem istnienia. Najważniejsze to odnaleźć w życiu most łączący jeden i drugi świat. Dla jednych tym mostem może być dziecko, dla innych pasja lub hobby. W życiu musimy odnaleźć coś, co sprawia że staje się ono kolorowe i radosne. Dla nas takim łącznikiem stało się podróżowanie. Jesteśmy astrologicznymi wodnikami, więc w życiu potrzebujemy ciągłego ruchu i zmian. Staganacja i nuda to dwa elementy, które powodują że usychamy, więc źródłem naszego szczęścia są nowe wyzwania, nowi ludzie i nowe umiejętności. Wolimy znosić trudy podróży i być szczęśliwi, niż być nieszczęśliwymi w luksusowym apartamencie na przedmieściach.
Tym oto sposobem, podróżowanie stało się naszym stylem życia, a nie jednorazowym odpoczynkiem od codzienności. Teraz nie ma miejsca na nudę, rutynę, frustrację czy żal do całego świata. Życie jest zbyt krótkie, by tkwić w czymś co nas unieszczęśliwia. Trzeba żyć intensywnie, ponieważ mamy przed sobą jeszcze wiele nieodkrytych dróg.
Doceniliśmy życie na łonie natury
Mieszkanie na Gwadelupie uświadomiło nam jak ważnym elementem w życiu każdego człowieka jest przyroda. Wieżowce i tętniące życiem miasta nie są dla nas naturalnym środowiskiem. Kontakt z przyrodą ma zbawienny wpływ na nasze zdrowie. Między innymi zapewnia nam pozytywny rozwój duchowy i emocjonalny, koi skołatane nerwy, a przede wszystkim jest najlepszym lekarzem i terapeutą. Ludzie mieszkający w mieście wydają tysiące na psychoterapię, psychoanalityków czy coachów. To wszystko mogą mieć za darmo wystarczy zaszyć się na jakiś czas w zacisznym domku w środku lasu, poprzytulać się do drzew, pospacerować boso po trawie czy zaprzyjaźnić się ze zwierzątkami.
Doceniliśmy wartość naturalnych kosmetyków i roślin. Świat jest tak skonstruowany, że skoro jest choroba to musi być na nią lek w naturze. Współczesne społeczeństwo odrzuca wszystkie prawdy, których nie da się naukowo potwierdzić. Bezgranicznie ufamy chemii, statystykom, cyferkom, uznając to za jedyną najprawdziwszą prawdę. Od roku zamiast leków wspomagam się olejkami eterycznymi i herbatkami ziołowymi. Zamiast sztucznych kosmetyków stosuję tylko naturalne zamienniki, takie jak olej kokosowy lub masło kakaowe, olej z moringi, sól morską lub epsom. Dodatkowo używam tylko naturalnych mydeł na bazie oleju migdałowego i kokosowego oraz mleka koziego. Jestem oczarowana i zachwycona ich działaniem i wiem, że już nigdy więcej nie kupię sztucznych kosmetyków.
Dlaczego warto zaryzykować i zrobić sobie przerwę od życia?
Ile razy tłumaczymy sobie w myślach, że takie wariactwo to nie dla nas, bo mamy dzieci, mamy kredyt, mamy pracę i sto tysięcy innych powodów. Wiadomo każdy z nas jest inny, więc są również tacy, którzy zamiast tułać się po świecie wolą ciepłą kanapę i domowy obiadek. Natomiast jeśli czujecie, że macie ochotę rzucić to wszystko i pojechać w przysłowiowe Bieszczady, to jedźcie.
My również jak większość młodych ludzi mieliśmy kredyt na mieszkanie, pracę i całe to szare życie w metropolii. Czy naprawdę te cztery ściany są ważniejsze od naszego szczęścia? Ściany zawsze można wynająć i kredyt spłaca się sam. Dziecko i jego szkoła również nie są żadną przeszkodą. Gwarantuje, że Wasze dziecko przez rok nauczy się więcej o świecie i życiu w podróży, niż w szkole. Można załatwić nauczanie domowe, a to są same plusy zarówno dla rodzica jak i dziecka. Macie satysfakcję, że możecie przekazać dziecku wiedzę, obserwujecie jego postępy, a przede wszystkim spędzacie z dzieckiem czas i przeżywacie wiele przygód.
Pracę można znaleźć wszędzie, a jeśli nie to istnieją tysiące możliwości na przeżycie jeśli zabraknie Wam pieniędzy. Możecie zamieszkać w kamperze na farmie w zamian za pomoc w gospodarstwie. Możecie korzystać z programów takich jak wwoof lub workaway, które nie mają limitów wiekowych. W podróży zawsze znajdzie się ktoś, kto poda Wam rękę, służy radą, pomoże w rozwiązaniu problemów. Dodatkowo w drodze otwierają nam się oczy na wiele możliwości, które nie widzimy siedząc w Polsce.
A teraz przejdźmy do minusów…
Na pewno najwiekszym minusem jest rozłąka z rodziną, a przede wszystkim momenty kiedy przy wigilijnym stole zamiast kochających osób, widzisz obcych sobie ludzi. Dla nas Świeta Bożego Narodzenia z dala od rodziny były trudnym momentem. W dzisiejszych czasach tęsknota za bliskimi, nie jest aż tak uciążliwa, gdyż dzięki komunikatorom możemy rozmawiać niemalże codziennie.
Kolejnym minusem w moim przypadku jest znaczne przybranie na wadze. Oprócz bagażu nowych doświadczeń, muszę nosić bagaż w postaci dodatkowych kilogramów. Pomimo, że staram się zdrowo odżywiać, jeść nie więcej niż 2 – 3 posiłki dziennie, to brak stresu i spokojne życie zrobiło swoje. Wrócę z podróży niestety 10 kg cięższa, ale za to jaka szczęśliwa.
Pamiątki, które przywiozę z podróży to liczne blizny na nogach, po arizońskich kaktusach i pracach ogrodowych. Nawet nie wiem jak i kiedy to się stało, że moje nogi pokryły się bladymi zadrapaniami. Nie jest to dla mnie jakąś straszną tragedią, ponieważ nie planuję zostać modelką czy reklamować krem na gładkie nogi.
Dla nas zaprawionych w boju podróżników, wszystkie wymienione minusy, tak naprawdę nie są żadnymi minusami. To, co przeżyliśmy, czego się nauczyliśmy jest o wiele więcej warte niż gładkie ciało czy zgrabna figura. Nie dajmy się zwariować, nie wygląd jest w życiu najważniejszy.
Tytułem podsumowania
Nasza roczna tułaczka po świecie jak widzicie bardzo zmieniła nasze życie i nas samych. Nauczyliśmy się cieszyć z drobiazgów i jeszcze bardziej doceniać to, że mamy siebie. Teraz widzę, że najlepszą decyzją jaką w życiu podjęliśmy, to rzucenie naszego, mogłoby się wydawać „zaplanowanego”, „idealnego” życia i wyruszenie w podróż w nieznane. Wyjechaliśmy z niczym, a otrzymaliśmy w zamian pełen bagaż cennych doświadczeń, emocji i umiejętności, których nikt nigdy nam nie odbierze. To nie rzeczy sprawiają, że stajemy się bogatsi tylko doświadczenia, które przeżywamy.
Pamiętajcie, że trzeba żyć chwilą i czerpać z niej radość, wycisnąć dobre momenty jak cytrynę, by z uśmiechem na twarzy pójść dalej.
sterydy na masę